sobota, 31 października 2015

Refleksja o... komunikacji

W piątek 30.10.15 byliśmy z Polą na USG brzucha i przezciemiączkowe. Pani Doktor miała trochę z tym drugim problem, bo ciemiączko już prawie zarosło. Ogólnie mówiąc wszystko jest w normie.
Takie badania jednak wywołują u mnie żal. To badanie przypomniało mi kilka innych, niemiłych, kontaktów z lekarzami.
Badanie USG wykonaliśmy w Luxmedzie w Katowicach (czy pisałam już kiedyś, dlaczego jeździmy zawsze na Śląsk, chociaż mieszkamy w Małopolsce? ;-)). Pani Doktor poświęciła nam prawie godzinę. Dokładnie zapoznała się z historią Poli, zbadała, wszystko nam wytłumaczyła, odpowiedziała na każde pytanie.
Powodem, dlaczego zgłosiliśmy się na to badanie, był nasz sierpniowy pobyt w szpitalu z zapaleniem płuc. Podczas naszego pobytu Poli zostało wykonane również USG głowy i brzucha. Pani Doktor skomentowała wynik tak: "No, głowa ujdzie. Widzę echogeniczność nerek." Tyle. Co do za komentarz?! I to do rodzica dziecka po takich przejściach? Po wielu, naprawdę wielu pytaniach, i wywołaniu irytacji u Pani Doktor dowiedziałam się, że z głową wszystko ok, a co do echogeniczności to w sumie nie wiadomo, czy to od infekcji, czy od czego. Acha... bardzo konkretna informacja.
Badanie moczu nie wykazało niczego, ale nie jest to też dziwne - zostało wykonane po 3 dniach podawania (niepotrzebnego) antybiotyku. Pani Doktor zadowolona z siebie spakowała się i poszła do domu. A ja? Mało nie umarłam - mojemu dziecku coś dolega, a mnie nikt nie potrafi wytłumaczyć o co chodzi.
Lekarze, których odwiedzaliśmy po pobycie w szpitalu, patrząc na ten zapis, kręcili głowami - opis wydawał im się dziwny, niejasny. Każdy mówił, żeby się nie przejmować. Dopiero ich reakcje i ostatnie USG mnie uspokoiły. W październiku, a zamartwialiśmy się od sierpnia...
Niedawno usłyszeliśmy historię rodziców, którzy mają kilkuletniego syna. Ponieważ w ich rodzinie występują przypadku autyzmu, chcieli sprawdzić, czy wszystko ok. Jak wyglądało badanie? Trudno to badaniem nazwać - pani neurolog rzuciła okiem i stwierdziła: tak, ma objawy autyzmu. Jakie? Po czym to stwierdziła? Dlaczego nie zrobiła wywiadu, żadnych badań, testów? Dlaczego dziecka nie skonsultowali inni lekarze? Nie wiadomo. Pani neurolog zadowolona wróciła do domu, a rodzice? Nie śpią ze stresu po nocach.
Podobnych przykładów znam tysiące. Czasami zastanawiam się, co kieruje lekarzami, którzy tak bezmyślnie komentują stan zdrowia dziecka. Czy oni naprawdę nie zdają sobie sprawy z tego, jakie to ponosi za sobą konsekwencje? Lekarz wróci do domu i zapomni o sprawie, dla rodziców zaczyna się (często kolejny i niepotrzebny) koszmar. Dlaczego to robią? Z braku empatii, wypalenia zawodowego, z chęci ukrycia braku kompetencji? Nie rozumiem, co to szkodzi być miłym (jeśli pacjent nie prowokuje do awantur), zbadać dokładnie i udzielić rzetelnych informacji? Bo są zmęczeni, przepracowani? To nie jest dla mnie powód. Ja tez mam nienormowany czas pracy, czasami mieszkam w aucie, bo mam tyle podróży, mam swoje prywatne problemy, ale nigdy nie przyszłoby mi wyżywać się na Kliencie. Przecież nie on jest winien - to moja decyzja, że tak pracuję, moje problemy, nie jego.
Kiedyś jeden z lekarzy Poli powiedział mi, iż nie wiedzą czasami, jak rozmawiać z rodzicami. Starają się być spokojni, tłumaczyć, jednak robią to intuicyjnie. Nie posiadają technik i wiedzy, bo w tym zakresie ich się nie szkoli. A dlaczego nie? Czy winne są szpitale, czy może sami lekarze nie widzą potrzeby i nie wywierają nacisku? Przecież komunikacja to dla nich ważne narzędzie. Czyż nie przeprowadza się z każdym pacjentem wywiadu? Czy ten wywiad nie dostarcza ważnych informacji? W Internecie można znaleźć wiele publikacji poświęconych wpływowi komunikacji lekarza z pacjentem na proces leczenia.
Sama prowadzę szkolenia z zakresu komunikacji. Wiem, że dzięki odpowiednim technikom  można wpływać pozytywnie na ludzi, motywować ich do działania (napisałam nawet o tym artykuł), że za pomocą dobrze sformułowanych pytań można uzyskać wiele potrzebnych informacji, jak ważna jest empatia itd. To są proste techniki, uniwersalne, jednak trzeba je poznać. Wielokrotnie kierowaliśmy ofertę poświęconą mi.n. rozmowom z pacjentem do szpitali  - nikt nie wykazał odrobiny zainteresowania. Inne znajome firmy tez próbowały i też nic.
Smutne to trochę... Nie chodzi o te oferty, bo mamy co robić. Przykre, że po naszych przejściach jeszcze nie raz będziemy cierpieć i stresować się z powodu głupich i nieprzemyślanych komentarzy, pewnie często niepotrzebnie, ale jednak. To nie w porządku... Nie przychodzę do lekarza, bo chcę mu zrobić na złość (z resztą dzięki temu ma pieniądze i naprawdę nie lubię chodzić do lekarzy). Moje dziecko też nie jest złośliwe (i daleko jej do tego!). Przychodzimy, bo musimy, oczekujemy odpowiedniego traktowania i rzetelnej informacji. Czy to tak dużo?


Ktoś dotrwał do końca postu? :D


PS: Przy okazji: jeszcze jedno w temacie komunikacji mnie wkurza: zawsze, gdy w Internecie ukaże się tekst o wcześniakach, jakieś półgłówki piszą komentarz: "Wcześniaków nie powinno się ratować. To słabe jednostki, powinny umrzeć, to selekcja naturalna. Kiedyś takich dzieci się nie ratowało."  Często (wiem, to bez sensu) mam ochotę napisać: Wiesz co, jak następnym razem Twoje dziecko zachoruje chociażby na grypę powiedz mu: "sorry, nie pomogę Ci, musisz walczyć, tylko silne jednostki mogą żyć, radź sobie. Kiedyś nie było antybiotyków, leków itd. ludzie radzili sobie, a słabe jednostki umierały. Zobaczymy, jak będzie z Tobą." Zrobiłbyś to? Przecież to to samo.
Wiem, ludzie, którzy to piszą, nie mają pojęcia o temacie, a w Internecie wszytko wolno. Niestety świadomość nie wzrośnie, nawet (a może szczególnie) dzięki pewnemu serialowi (któremu na blogu nie poświęcę wpisu), bo on nie pokazuje nawet ułamka rzeczywistości. Lepiej poczytać odpowiednie blogi.




Pola - kolejny miesiąc

Kolejny miesiąc to kolejne umiejętności. Pola rozturlała się na całego. Ciągle trzeba wyciągać ją spod stołu, kanapy, niedługo zabraknie jej podłogi. Precyzyjnie chwyta rączkami nawet małe elementy. Zaczyna pełzać. Odkryła również, że można bawić się głosem. Obecnie gustuje w wytwarzaniu dźwięków, których nie powstydziłby się wokalista Rammstein'a lub Behemota.
Jeśli chodzi o jedzenie, to nowością jest wprowadzenie do diety całego jajka oraz całkowite przejście na kubek. Z kubkiem poszło nam szybko, dwa dni prób i butelki można było schować. Pola zrezygnowała również że smoczka do uspokajania. Obecnie trenujemy gryzienie - kilka dni Pola miała miseczkę i wybór, ale wybór zawsze padał na miseczkę, wobec tego zaczęłyśmy (jak zwykle) robić "po swojemu", a nie "po książkowemu". Polega to na tym, iż Pola dostaje dwudaniowy obiad - najpierw warzywa, które musi gryźć. Je, ile chce. Potem uzupełnia żołądek zmiksowaną zupką. Nie wiem, czy BLW też coś takiego zaleca, chyba nie, bo dziecko nie ma tu zbyt dużego wyboru ;-).
Dodatkowo w piątek 16.10.15 Pola dostała Synagis. Wszytko zostało tak zorganizowane, aby mamy znające się z Rudy, mogły się spotkać. Miło, że o tym pomyślano. Fajnie się było spotkać i zobaczyć dzieciaki na żywo :).
W poniedziałek po szczepieniu Pola dostała gorączki i biegunki. Gorączka trwała pół dnia, biegunka nie była jakaś dramatyczna, dziś już wszystko ok. Nie wiemy, czy to wirus, czy to opóźniona reakcja po szczepieniu. Mogą być też zęby, bo ślini się niemiłosiernie, non-stop musi coś mielić w buzi. Wydaje mi się, że dziąsła są opuchnięte. Czas pokaże...

poniedziałek, 5 października 2015

W co się bawić - mata edukacyjna Skip Hop

Mata edukacyjna... mamy ją od dawna. Wydawało się - temat banalny: pełno tego w sklepach. No ale jak się człowiek dokładniej przyglądnie - jest źle: albo za mała, albo jakieś dziwne dziwności namalowane na niej, albo kolor parzył oczy - długo szukaliśmy właściwej. Wymagania chyba nie były jakieś wygórowane: naturalne kolory i materiały, bezpieczna, łatwa do prania i duża - ma służyć do turlania się, pełzania itp. - leżeć na plecach przecież może w łóżku.
Wybraliśmy matę Skip Hop Mega Mata Treetop.


Mata ma przyjemne, naturalne kolory. Mata została wykonana z  bawełny, nie zawiera szkodliwego dla zdrowia BPA i ftalanów. Liście mają różnorodną fakturę, są wypukłe, mają wyraźne szycia, niektóre odstają i szeleszczą, są wykonane też z różnych materiałów - to dobrze stymuluje dłonie i stopy (również zdaniem naszej pani neurologopedy). Przy bawieniu stosowano naturalne barwniki spożywcze. Mata posiada także lusterko przyczepiane na rzep. Dodatkowo wyposażona jest w uchwyty umożliwiające zaczepienie zabawek (tylko nie wiem, po co miałabym to robić... :-)). Dobrze znosi pranie - nic się nie dzieje złego, a prana jest co tydzień (jesteśmy na etapie jedzenia chrupek i zabawy jedzeniem, również na leżąco na macie :)). Ważne jest też to, że można ją szybko i łatwo złożyć.
Minusy? Elementów stymulujących mogłoby być więcej. Na stronach sklepów można przeczytać, iż mata może spełniać rolę kocyka - otóż moim zdaniem, nie może. Jeśli już, dywanika, ale nasza chyba nie dożyje tego etapu :).
Skip hop oferuje z powyższym motywem wiele dodatkowych produktów, m.in. zabawki, naklejki i maskotki, więc można sobie tym ładnym motywem ozdobić cały pokój.

Ale wiecie co - Babcia uszyła Poli własną matę - i to jest ideał! Wychodzi taniej i bardziej kreatywnie. O tym post też kiedyś powstanie - bo mata się ciągle rozwija :).

Huśtawka musi być, czyli wieści dobre :)

W kwestii ziarniny i operacji nic nie wiadomo - Prokocim chyba o nas zapomniał. Na razie się nie upominamy, bo nie jesteśmy do końca przekonani o konieczności tej operacji/zabiegu już teraz. Neonatolog przedstawił nam całkiem rozsądne podejście: jeśli ziarnina będzie powodowała np. skurcze krtani i problemy z oddychaniem przy chorobach - warto zoperować. Jeśli tylko problemy z głosem - poczekać, aż będzie starsza (szczególnie, że krzyczy już całkiem głośno). Ja jestem przerażona myślą o tym, że Pola leżałaby znowu gdzieś sama, czuła ból, te usypianie i leki... dość już przeszła. Ogólnie pan doktor był bardzo zadowolony i poprosił o przyjście w kwietniu - gdy Pola skończy rok korygowany.
Na razie zdrowie dopisuje (oby tak dalej!).
Odwiedziliśmy ostatnio endokrynologa. Pani doktor ogólnie była bardzo zadowolona z Poli (jak wszyscy :D). Opowiedziała nam o problemach, które dotyczą wcześniaków (jakby jeszcze było ich mało!), chociaż na razie nic nie wskazuje aby u Poli się pojawiły:
1. Problemy z hormonami, nie tylko z tarczycą, ale przede wszystkim związane z przedwczesnym dojrzewaniem płciowym. Trzeba ewentualny zbyt wczesny start dojrzewania odpowiednio wcześnie dostrzec i zahamować.
2. Problem ze wzrostem - czyli przed naszym wcześniakiem kolejne wyzwanie - musi "dorosnąć" do rówieśników - jeśli nie wskoczy w siatkę centylową dla "normalniaków", to jej wzrost trzeba będzie stymulować (czyli znowu jakaś chemia...). No nic, mamy czas, jakieś 3-4 lata.
Poza tym zrobiliśmy trochę badań, nadal jeździmy na rehabilitację, ale to już stałe programy dnia i nie ma o czym pisać :).
Pola waży ponad 6 kg, dużo "mówi", jest baaaardzo pogodna i kontaktowa. Zaczyna się z niej robić  mami-córka, co dla mamy jest czasem trochę kłopotliwe (bo jak tu teraz iść do fryzjera?).

Poza tym mam sporo pomysłów na wpisy, tylko doba taka krótka... Ach :)