piątek, 15 maja 2015

W co się bawić - książeczki kontrastowe

No tak, jesteśmy w domu, życie zorganizowane, żyjemy w miarę normalnie (nie licząc wizyt u lekarzy). Przeszliśmy też do realizacji jednego z zaleceń - Polę trzeba bodźcować i stymulować jej zmysły. No tak, tylko jak to robić...
Przeczytałam Internet, kilka książek, które udało mi się znaleźć (kiedyś opiszę) i powoli pracujemy własnymi metodami - Pola jest malutka, nie siedzi jeszcze, więc możliwości zabaw są mocno ograniczone.
W naszych zabawach wykorzystuję m.in. kontrastowe obrazki. Niemowlęta widzą dobrze przedmioty znajdujące się w odległości 20-30 cm w kontrastowych (co nie znaczy wściekłych) kolorach.  Najprościej zatem wydrukować czarne koło na białej kartce (linie itp.) obrazek do stymulacji wzroku gotowy.
W sklepach można zakupić również gotowe obrazki i książeczki, m.in.:
- seria "Oczami maluszka" - książeczki i obrazki,
- seria "Książeczki kontrastowe",
- seria "Maluszek patrzy",
- "Mały geniusz, piękny umysł dziecka" (M., T. Gowin).

Ceny są różne  :). Obrazki kładziemy dziecku w łóżeczku, w wózku itp. Dziecko ćwiczy skupianie wzroku oraz koordynację wzrokową. Dzięki obrazkom można też stymulować inne zmysły - ja na przykład pokazuję Poli obrazek np. czarna kaczka na białym tle (pobudzanie wzroku), opowiadam jej o tym, co widzi. Potem powoli przesuwam obrazek w prawo, w lewo, w górę i w dół i obserwuję, czy podąża wzrokiem (koordynacja wzroku).  Następnie czytam jej wierszyk na temat kaczki (tu przychodzi z pomocą Brzechwa, budujemy w ten sposób bazę pod gaworzenie i słownictwo) i ewentualnie śpiewam/puszczam piosenkę na ten sam temat (znowu Brzechwa i "Fasolki", znowu słownictwo i inteligencja muzyczna:)). Ze zwierzętami udaje się to świetnie, z innymi tematami jest trudniej, ale dajemy radę. Dodatkowo Pola próbuje już dotykać obrazka (zrobię może niedługo jej obrazki z jakiegoś materiału, wtedy dotyk będzie bardziej pobudzony). W ten sposób wpływamy na wiele zmysłów i budujemy dobrą bazę na przyszłość.Można o tym poczytać m.in. w serii książek "Zabawy FundaMentalne", które są dla nas dużą inspiracją. No ale o tej książce napiszę w innym poście, bo warto poświęcić jej więcej miejsca.
Da się zauważyć, że niektóre obrazki interesują Polę bardziej, a inne mniej - na zwierzęta może na przykład patrzeć bardzo długo, reaguje dość entuzjastycznie :). 
Jak Pola będzie większa, zainwestujemy w klocki Canoe. O ile do tego czasu nie znajdę czegoś lepszego :D.

czwartek, 7 maja 2015

Rodzice wcześniaków - co warto przeczytać?

Wielu rodziców, szczególnie oczekujących pierwszego dziecka, chętnie sięga po literaturę - "instrukcje obsługi" dzieci. Ja też w ciąży czytałam "klasykę", która jednak dzisiaj na nic mi się nie przydaje. Gdy urodziła się Pola, zaczęłam wyszukiwać książek i stron w Internecie poświęconych wcześniakom - aby dowiedzieć się, co nas czeka i wzbudzić w sobie nadzieję. No i tu był problem - o ile w Internecie można znaleźć kilka stron, o tyle z książkami jest bardzo słabo.
Koleżanka (i wielkie dzięki za to!) podsunęła mi książkę "Wcześniak. Pierwsze 6 lat życia" (Wechsler Linden Dana, , ). Książka okazała się na etap "zaraz po porodzie" idealna! Miałam wrażenie, że autorzy idealnie rozpoznają, jakie pytania i wątpliwości zrodziły się w mojej głowie i odpowiadają na nie. Książka dodała mi sił i przystępnie wyjaśniła wiele kwestii. Ma jednak spory minus - już nie jest wydawana i trudno ją kupić :(.
Zakupiłam również książkę  "Wcześniaki. Rozwój psychoruchowy w pierwszych latach życia" (Magdalena Chrzan-Dętkoś- tej nie przeczytałam do końca, może niedługo to zrobię. Autorka bowiem nie pisze do rodziców, a raczej do lekarzy lub studentów medycyny. Dużo tu statystyk, w dodatku mało optymistycznych. Może wrócę do tej książki niedługo i zmienię zdanie.
Można dostać bez problemu książki z neonatologii, podręczniki dla położnych - ale te sobie darowałam. 
Co w Internecie?
Są strony różnych fundacji (o nich napiszę kiedyś w innym poście). Tutaj jednak najczęściej znajdziemy podstawowe informacje i relacje rodzin wcześniaków - zazwyczaj jednak są one sprzed kilku lat. 
Są jeszcze blogi - ja najbardziej lubię blog "Wcześniak - i co dalej". Moja imienniczka, historia podobna (chociaż Krzyś urodził się "już" w 30. tygodniu), tylko doświadczenie większe - i z niego czerpiemy.  Autorka pisze coś więcej niż relację z życia dziecka - znalazłam tu wiele ciekawych porad.

Potem mamy mnóstwo blogów opisujących życie wcześniaków - ich celem jest jednak przedstawienie życia dzieci i prośby o pomoc. No i w sumie potem są "tradycyjne" portale dla wszystkich mam.

Czyli podsumowując - nie jest za dobrze. Może coś jeszcze wygrzebię.

niedziela, 3 maja 2015

Jesteśmy w domu!

Prawie miesiąc bez wpisu, pewnie wszyscy przestali czytać już bloga ;-). Sporo się działo: Pola przeszła pozytywnie dwie kontrole okulistyczne, zeszła całkowicie z tlenu (ale przez chwilę groziło nam pójście do domu z butlą z tlenem i pod opieką hospicjum w Tychach, na szczęście sprężyła się i zrezygnowała z tego balastu ;-)), przeszła transfuzję krwi (po tym, jak dostała w ciągu 2h trzech bezdechów) i nauczyła się jeść. To ostatnie było koszmarem: Pola długo nie potrafiła skoordynować ssania, połykania i oddychania: ssała jak szalona, bez przerw, aż robiła się sina. Wyciąganie jej butelki z buzi i zmuszanie do przerw na oddech skutkowało niechęcią do dalszego jedzenia. Spędzałam w szpitalu 12-14 godzin i ćwiczyłyśmy jedzenie. Niestety ze strony opiekujących się nią pielęgniarek nie otrzymałyśmy zbyt wiele wsparcia. Bały się Polę karmić, bo się krztusiła i desaturowała (tyle na temat: patrz na dziecko, nie na monitor, ale szewc bez butów chodzi). Ciągle mnie denerwowały i mówiły znienawidzone zdanie: proszę być cierpliwym, dać jej czas, kiedyś przyjdzie TEN dzień i zacznie jeść. Moim zdaniem to nie ma nic wspólnego z cudem: owszem, przyszedł w końcu dzień, w którym Pola zaczęła porządnie jeść, ale nie był to cud, tylko wynik wielu dni ćwiczeń i naszej ogromnej determinacji.
Ze wsparciem pielęgniarek poszłoby nam pewnie szybciej. Ale Pola wymagała przy nauce jedzenia wiele uwagi i cierpliwości, czasem jedną porcję jadła godzinę. Dość szybko wyrobiła sobie opinię dziecka, które jest w stanie nakarmić tylko mama :/. Niestety pozostawienie bez wsparcia, presja (to była ostatnia rzecz do zrobienia, aby móc pójść do domu), brak snu (czwarty miesiąc spania po 3-4h), spowodowały u mnie totalne psychiczne wyczerpanie. Codziennie wracałam do domu z płaczem.
Na szczęście pewnego dnia miała u nas dyżur Pani Grażyna. Zrobiła małą rzecz, a jednak wielką: karmiłam Polę, Pola nie chciała jeść. Zaczęłam płakać z nią na rękach (co oczywiście tylko pogarszało sytuację). Pani Grażyna wzięła mi dziecko z rąk, nakarmiła i oddała. To dodało mi sił. Następnego dnia kolejny Anioł - pani Justyna, kolejna osoba ogromne wspierająca rodziców,  4 udane karmienia i decyzja Doktora G. o karmieniu butelką przez całą dobę. Dwa dni później Doktor G. przychodzi i pyta: To kiedy chce Pani iść do domu? Proszę o możliwość pozostania 3 dni i wypis w weekend: Pola jadła samodzielnie dopiero pierwszą dobę, wolałam, żeby minęły przynajmniej trzy takie doby. No bo gdyby się zmęczyła i przestała jeść, co zrobiłabym w domu?
Ostatnie dwa tygodnie obfitowały również z porody bliźniaków i trojaczków. To spowodowało, że oddział był maksymalnie zapełniony. Matki z dziećmi w dobrym stanie schodziły z VIP-ów na piętro dla matek z dziećmi urodzonymi w terminie. My też spędziłyśmy tam dobę i wspominam to źle. Wcześniej nasłuchałam się opowieści o pielęgniarkach z tego oddziału sporo złego: że nie pomagają, nie chcą brać dzieci do siebie, gdy matka chce np. iść do drugiego bliźniaka na OIOM (a jest możliwość oddania dzieci pod opiekę pielęgniarek). Po dobie na oddziale i spędzeniu sporej ilości czasu z pielęgniarkami mogę powiedzieć: chyba jednak matki ponoszą dużą część winy za panującą atmosferę. Pielęgniarki były dla mnie miłe, a matki przychodziły do nich co chwilę z "dziwnymi" dla mnie problemami. Był na przykład jeden tata, który przywoził dziecko pielęgniarkom na każde przewijanie. Ciekawe, kto będzie przewijał mu dziecko w domu? Dziwi mnie takie podejście.
Generalnie na oddziale jest strasznie głośno. Po paru godzinach poprosiłam o wcześniejszy wypis.

Pola jest z nami w domu od 28.4.15. Wyszła z wagą 3070 g. Nie mieliśmy problemów z adaptacją, wszystko w sumie opanowaliśmy w szpitalu prawie do perfekcji. Je co 3 h, w końcu mogę się wyspać :). Tak, dziwią mnie opowieści mam, że przy takim dziecku nie da się wyspać ;-). Ale mamy z neonatologii są inne ;-).  Teraz to mamy luksus. W końcu możemy wyjść na dwór, zacząć żyć jak normalna rodzina.

No i chyba potrafię nauczyć jeść butelką każde dziecko ;-).